Branża oponiarska przestrzegała przed wzrostem cen hurtowych już wiosną tego roku. Wtedy też wielu producentów zachęcało do zakupu swoich opon w „dobrej cenie” i ci, którzy faktycznie taki manewr wykonali, mogą dziś być z siebie zadowoleni. Ci natomiast, którzy uznali to za marketingowy wybieg mający firmom oponiarskim przynieść jeszcze większe zyski, dziś mogą trochę żałować. Albo nawet bardziej niż trochę. Fakty są bowiem takie, że za komplet markowych opon zimowych w popularnym rozmiarze 15 cali dziś należy zapłacić już nie 900-1000 zł, ale dobre kilkadziesiąt procent więcej! A ponieważ podwyżki dotknęły w zasadzie wszystkich producentów, to efekt mamy taki, że dziś za ogumienie marek określanych mianem „budżetowych” płacimy tyle, ile mniej więcej rok temu za modele ze średniej półki lub nawet za słabsze modele klasy premium (!). Ale właściwie dlaczego tak się stało? I to w tak krótkim czasie?

Czynników, które składają się na taki obraz sytuacji jest co najmniej kilka. Do wysokich cen energii dochodzą też bowiem zwyżki na rynku kauczuku oraz stali, w polskich warunkach swoje robi też szalejąca coraz mocniej inflacja, która nie wiadomo kiedy tak naprawdę zechce w końcu wyhamować. Jeżeli dodamy do tego stale zmieniającą się pozycję polskiej waluty względem euro i dolara, to może się okazać, że u nas ceny opon wzrosły (w skali rok do roku) jeszcze mocniej niż niż za granicą. Wielu kierowców stanie więc w tym sezonie przed dylematem, czy i jakie opony kupić, no i czy zimówki z niższej półki cenowej w ogóle się do czegokolwiek nadają...

Cóż, odpowiedź na to ostatnie pytanie nie będzie jednoznaczna. Powiemy tak – to zależy. Na rynku występuje wiele opon zimowych od tzw. budżetowych producentów, które co prawda dobrze lub przyzwoicie radzą sobie na śniegu, ale fatalnie (lub słabo) wypadają podczas prób hamowania na mokrej nawierzchni. A, powiedzmy sobie szczerze, to właśnie z takimi warunkami najczęściej w większości regionów naszego kraju mamy do czynienia w okresie od listopada do marca. Czyli mokra nawierzchnia, ewentualnie – błoto pośniegowe. Tu jednak ważna uwaga: oznaczenie „M+S” na boku opony to za mało, bo o tym, czy mamy faktycznie do czynienia z ogumieniem zimowym decyduje umieszczenie na niej znaku „3PSMF” – warto o tym pamiętać wybierając się za granicę, zwłaszcza do kraju, gdzie w danym okresie stosowanie opon zimowych nakładają przepisy. No chyba, że ktoś ma zamiar płacić za szkody powstałe w wyniku kolizji wypadku z własnej kieszeni. A najtańsze dostępne na rynku „zimówki” symbolu 3PSMF mogą nie mieć!

Wracając do kwestii wyboru opon – jeśli kogoś odstraszają tegoroczne ceny ogumienia, ten może rozważyć zakup wersji całorocznej. Ale markowej. Nie będzie co prawda tanio, ale takie ogumienie wystarczy na co najmniej kilka sezonów spokojnej jazdy, poza tym w przypadku opon wielosezonowych mamy tak naprawdę do czynienia z zimówką, tyle że dostosowaną również do jazdy w trakcie cieplejszej pory roku. Pamiętajmy też jednak o tym, że modele wielosezonowe to głównie coś dla tych, którzy nie jeżdżą zbyt szybko po zakrętach – taka jest, niestety, cena komfortu. No i o tym, że ogumienie całoroczne zużywa się szybciej niż analogiczna opona letnia lub zimowa.

A może nie przepłacać, tylko prześlizgnąć się (dosłownie!) przez zimę na oponach letnich? Przecież ostatnio w wielu regionach kraju śniegu było tyle, co kot napłakał… Cóż, formalnie nakazu używania zimówek w Polsce nie ma, ale używanie opon letnich podczas niskich temperatur znacznie zwiększa ryzyko wypadku. Choćby z tego względu, że mieszanka letnia w pewnym momencie traci swoje właściwości, co może przekładać się na przykład na niebezpiecznie wydłużoną drogę hamowania.